wtorek, 16 maja 2017

The first concert - B.A.P

6.05.2017 Concert B.A.P in Poland



Wiem, że minęło już trochę czasu od tej daty i tego wydarzenia, a w tym poście przedstawię nie tylko moje odczucia do samego wydarzenia, ale wszystko co miało z nim związek. Na wstępie muszę ostrzec, że ten post będzie bardzo długi.


1. Pierwsze informacje o koncercie i zakup biletu


Styczeń upływał mi bardzo szybko, ale gdy pojawiła się tylko informacja, że mój ukochany zespół będzie miał koncert w Warszawie, to po prostu entuzjazm mnie roznosił. Wszystkim o tym mówiłam, że bardzo bym chciała na nim się pojawić. Gdy w lutym pojawiła się informacja o cenie biletów, to się trochę załamałam, bo w tamtym okresie moje wydatki były ogromne.


Mój bilecik :-)
Z entuzjazmu i euforii spadło do zera. Wmawiałam sobie, że to nie ten czas, może przyjadą za rok, a mi uda się zaoszczędzić kasę. Krótko mówiąc pogodziłam się z tym faktem. Jednak dzień przed ruszeniem sprzedaży biletów napisała do SMSa Iza, w którym oznajmiła mi, że Paulina popłakała się, że nie jedziemy. W sumie ona była bardziej podjarana faktem koncertu niż ja. Gdy to przeczytałam zadzwoniłam, najpierw do jednej, potem do drugiej i podczas tej rozmowy uległam, gdy powiedziała Paulina, że pożyczy mi pieniądze. Jestem im obu wdzięczna, że pojechałyśmy.

Następnego dnia w bojowych nastrojach przygotowywałyśmy się do kupna biletów. Gdy tylko ruszyła sprzedaż to przez dobre 2 godziny walczyliśmy z polską stroną, a i tak bilety kupiłyśmy przez zagraniczną w euro.

Mój sceptycyzm się wtedy ujawnił. Po pierwsze nie dochodziło do mnie, że mamy bilety. Ba, dziewczyny w przeróżny sposób mi to potwierdzały, ale byłam w innym wszechświecie i nic do mnie nie docierało. To poczucie w sprawie koncertu trzymało mnie tak do początku kwietnia, kiedy to odważyła się powiedzieć mojej mamie, że jadę na koncert. Słowo "odważyłam" jest nie przypadkowe, bo moja mama zabija wzrokiem i słowem, co będę wam jeszcze udowadniać w tym poście. Zanim pojawiła się informacja o cenach, moja mama cały czas mówiła, że nie mamy pieniędzy, że to są koszty, gdzie będę spała, jak sobie poradzę, że marudzę. Podcina skrzydła, prawda. Jaka była reakcja mojej mamy o zapożyczeniu się na koncert? Dobrze, fajnie, że jedziesz. Oddamy te pieniądze powoli, nie martw się. W sumie powinnaś się bawić, no kiedy indziej, jak nie teraz. Oto przykład tego, że moja mama mnie wspiera, gdy klamka już zapadnie.

2. Okres przed koncertem i oczekiwania.


Pod Progresją, oczekiwanie na flashmoba
Miałam cały czas mieszane uczucia, ponieważ wciąż je dusiła i tłumiłam. Ekscytowałam się samym faktem, ale jak on miał przebiegać to już niekoniecznie. Na grupie facebooka czytałam o różnego rodzaju banerach, lightstickach, o flashmobie, ale ja do końca była sceptyczna. Uważałam, że nie ma co planować, bo potem się tylko zawiodę i to dopiero będzie problem. Za to tym wydarzeniem przejmowały się przyjaciółki i moja mama. Mnie interesowało tylko, o której wyjeżdżamy z Łodzi i czy będzie bardzo padać. Uważała, że wszystko ogarnie się na miejscu. Gdy po weekemdzie majowym wracałam z Izą do Łodzi na uczelnie, byłam w szoku, bo ona była bardziej podekscytowana ode mnie. Zastanawiała się jak ubrać, bała się o pogodę, o numerkowanie. Ja do tego miałam kompletny luz. Jak podchodziła do koncertu Paulina, to tak naprawdę nie potrafię określić.
Ja w mojej koszuli
(sama wyszyłam tego króliczka)
W sobotę wstałam o 5 by się wyszykować na podróż. Niby dzień wcześniej poszłam wcześnie spać, ale z osiedla akademickiego było słychać piosenki Ich Troje, Wilków oraz hity innych zespołów, więc budziłam się parę razy. Za przewodnika robiła Paulina, bo ona była najbardziej zorientowana.
Dla mnie to był dzień - "mój pierwszy raz". Pierwsze wizyty na dworcach kolejowych, pierwsza podróż pociągiem, pierwszy taki koncert i pierwsze numerkowanie. Skończyłam z numerkiem 423 najtańszego biletu, co oznaczało, że bardzo daleko na sali i długie czekanie na wejście w kolejce. Dodam, że tego dnia było naprawdę upalnie, że opaliłam sobie ramiona. Pod Progresją zjawiłyśmy się jako kompletne sieroty, a ja to już w szczególności. Każda z nas ma inny ulubiony zespół, a B.A.P jest akurat moim, ale nawet tam byłam wycofana emocjonalnie.
Pierwsze emocje szczęścia pojawiła się gdy chłopcy wyszli na balkon zobaczyć flashmoba. Dużo nie pamiętam, oprócz tego, że najpierw zobaczyła Yongguka, potem namierzyłam Himchana, zerknęłam na resztę chłopaków, a potem był tylko Himchan i czasami zerkałam na flashmoba. Parę razy dostałam zapaści, ale moje przyjaciółki również, z tego co udało mi się zobaczyć odrywając wzrok od mojego UB. Youngjae na koniec mocno u mnie zapunktował i jego reakcje chyba zakodowały mi się najbardziej.

3. Występ B.A.P


Z dziewczynami już na sali
Pierwsza myśl po wejściu na salę to - duszno i nic nie widzę bo dym. Tragedia!!! W tym momencie się przyznam, że DJ mi się nie podobał. Ten koncept do mnie nie przemówił, ale potem widział, że bawił się on razem z nami więc mogę to przeboleć. Gdy chłopcy wyszli na scenę to odpłynęłam. Nic mi nie przeszkadzało i wszystkie emocje które tłumiłam, dałam im upust. Wtedy byłam mega szczęśliwa. Gdy zagrali moja ulubioną piosenkę "Dancing in the rain", to bawiłam się tak znakomicie, że fakt, że w sumie nic nie widziałam, oprócz tego co było wyświetlane na telebimie, wcale mi nie przeszkadzało. Czułam, że to jest właśnie to miejsce gdzie powinnam teraz być. Gdy sam koncert się skończył, jedyne o czym myślałam, to to że muszę do toalety i że mnie strasznie bolą łydki i pięty. gdy dotarłyśmy do Łodzi, do akademika okazało się, że na palcu mam ogromy pęcherz, ale wtedy był to dla  mnie pikuś.

4. Życie po koncercie


Słodki buziaczek od Izy
Poszłam spać tak o 3, a gdy wstałam ogólnie wypoczęta o 8 rano w niedzielę to chyba doznałam katarzis, bo inaczej nie mogę tego określić. Przez cały dzień nie mogła się ogarnąć, wszystko leciało mi z rąk. Do oczu napływały mi łzy, a na twarzy miałam ciągle banana. W poniedziałek miałam mieć kolokwium z angielskiego, więc
próbowałam pozbierać się, ale nie było to łatwe, bo nie mogłam dać upust swoim emocją, bo moja współlokatorka z pokoju nie wytrzymała by tego psychicznie i patrzyłaby się na mnie jak na nienormalną. Obstawiam, że całe piętro by nie wytrzymało, a potem by nie brali za wariatkę. Około 20 się ogarnęła, ale w poniedziałek gdy spotkałam znajomych z uczelni, to po prostu nie wytrzymałam i kolokwium raczej zawaliłam.
Humor mi się trzymał tak do rozmowy z mamą przez telefon. Po pierwsze tekst, jak jesteś w domu to nie potrafisz wstać wcześniej by mi pomóc.
Moja Oma Paulinka
Potem gdy mówiłam z jeszcze większym entuzjazmem, by okazać jak jestem szczęśliwa, to moja mama powiedziała, jakbyś miała chociaż normalne hobby, z zniechęceniem. Szczerze, załamałam się. Znam swoją mamę, ale ta jej bezpośredniość mnie dobiła tego dnia, choć myślałam że nic go nie zrujnuje. We wtorek na szczęście dostałam wsparcie od przyjaciółek, za co im bardzo dziękuję. Moja mama w rozmowie telefonicznej, trochę na mnie nakrzyczała, że skakałam na koncercie, że mogłam sobie coś zrobić (a zdarza mi się to), ale do nieszczęśliwego incydentu doszło w środę gdy była w rodzinnym domu, bo rozcięłam sobie czoło anteną telewizyjną. To jest właśnie moje życie.

5. Podsumowanie


"Feel so good"

Na sam koniec dodam, że tamten weekend był najpiękniejszym, najcudowniejszym, najfantastyczniejszym w moim życiu. tyle rzeczy co się działo wtedy nigdy nie zapomnę, a szczególnie:
  • struś pędziwiatr Paulina, i mój tekst by zwolniła "bo ja mam łydki"
  • zamawianie pizzy pod adres kościoła
  • moja panika na nadchodząca burzę
  • centrum handlowe widmo - Port Wola
  • upał i multum ludzi w czarnych koszulkach B.A.P
  • Youngjae pijącego Żubra na scenie
  • ulewa gdy wyszłam z sali, oraz mżawka, gdy przyjaciółki wyszły 5-10 min później
  • ja jako batman w czerwonym płaszczu przeciw deszczowym
  • znalezienie zamkniętej na kłódkę toalety na dworcu centralnym
  • oraz tańce i śpiewy czekając na nocny przy dworcu w Łodzi

Weekend naprawdę pełen wrażeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz